sobota, 27 lipca 2013

Epifania: Ołomuniec, słońce

Już miałem nie pisać o tych Czechach, ale dziś stanąłem - nie po raz pierwszy przecież - na Horním náměstí w Ołomuńcu. Wystawiłem twarz do słońca, z przetapiającego się w biel błękitu nieba miodowymi kroplami ściekał trudny do wyobrażenia żar. W mieście trwa właśnie festiwal flamenco, z ustawionej na rynku sceny wzbija się dźwięk gitary, dramatyczny śpiew (nazwijmy go tymczasem "terminalnym": może się kiedyś tu wyjaśni, dlaczego śpiewanie flamenco albo jest czymś ostatecznym, albo nie jest flamenco) i tupot obcasów tancerki. Poza tym - niebywała cisza. Zdaje się, że kanikuła wypłoszyła wszystkich mieszkańców gdzieś daleko extra muros. Aha, jest jeszcze kontrastujący z dzikim upałem chlupot jednej z licznych ołomunieckich fontann. Zamykam oczy, włosy lepią mi się do twarzy, w brodzie i wąsach gromadzą się słone krople, pojedyncza struga potu żłobi sobie drogę przez środek pleców. Niespieszne, rwane podmuchy wiatru są jak z czeluści chlebowego pieca - ale i tak muśnięcie każdego z nich skutkuje krótszym niż uderzenie serca dreszczem. Przez kilka chwil jestem tylko i wyłącznie tym: wielokrotnym echem, które roztańczone w rytm sewillany skandowanie butów budzi w rozprażonych murach. I jeszcze pluskiem fontanny. Plusk. Stuk - tuk - uk - k... Plusk. Stuk - tuk - uk - k...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz