Piotrowi Sommerowi
Zanim przyjdzie burza. Nim powrócą dorzecza.
Tylko ustaw się tak, żeby żaden spóźnialski giermek
(ktoś z tamtych na swój sposób rycerskich czasów)
nie zasłonił ci wiersza - tu spóźniać się mają tylko
przedwczesne przestrzenie: przemoknięte
obietnice ciał. W poczuciu misji ustanowią
zmysłową ramę obrazu po lewej.
Będziesz strzepywał krople z naddartych pergaminów świateł
opasujących cię po przekątnej. Uważaj na żyletki,
zakaźne i - jak sama nazwa wskazuje - dożylne,
choć ze szkła. Szklane? A tak, szklane -
i mimo to nieprzejrzyste, co więcej: mroczne.
Zakwitnij jak bez: obawą, światło
dominuje jeszcze w tej dekompozycji.
Wciąż tnie cię na strofy.
Nadejdzie burza. Wrócą dorzecza.
Burza zawładnęła - wieczorem, gwałtem i miastem.
Okna zamknięto, zamknęły się ulegając
naporowi dorzeczy (to się nazywa bodajże kaptaż).
Twoja twarz niech będzie na zewnątrz, niech pozostanie
kobiecą - aby włosy płynnie przepływały
w deszcz. To ci uprości pismo do postaci...
będzie muzyka - nic wielkiego: flet, gitary akustyczne,
głos, wiolonczela (to najbardziej seksowny instrument, powiedział,
muzyka dobywa się jakoby spomiędzy ud kobiety).
Tymczasem - nie bacząc na jak zawsze
nazbyt wczesny zmierzch - twarz twoja niech pozostanie
na zewnątrz. Zwielokrotnią się płomyki świec: święte oczy
Seweryna - prawe wzniesione, lewe jak gwiazda, oba płoną.
A pamięć coraz głośniej zawodzi. Gotyk taki zmanierowany.
To może być zresztą kwartet smyczkowy, co unieważni
sporą część poezji, a cesarz przegra z kajzerem.
Burza i dorzecza.
Każdy wiersz to post scriptum do reszty.
PS - to jak Piotr Sommer bez iotr i ommer.
A co to takiego ten iotromer? Jotromer?
Sekretny narząd poetycki? Sakralny nierząd poetycki?
No i ta reszta?
Czy powrót dorzeczy, kaptaż, cofanie się do źródeł?
Burza. Do rzeczy powraca cichnący krzyk: Mirando!
Mirando! Mirando!
Nie wiem, nie znam, nie czytałem, nie czytałem.