piątek, 18 lipca 2014

Błażej de Angola

Błażej z Angoli... Jeśli przyjąć - hipostatycznie po trosze, wyłącznie na użytek od roku tu pisanego - że istnieje jakikolwiek Angola (Bartleby, de), to owszem, jest Błażej z Angoli, krew z jego krwi, kość z jego kości.

Początek zupełnie fatalny, patriarchat pełną gębą (jest takie jakoby niezwykle kurtuazyjne powiedzenie, dla mnie stanowiące właśnie odstręczającą kwintesencję prymitywnej, zawłaszczającej patriarchalnej agresji: "moja cudowna żona, która urodziła mi... [tu podajemy liczbę] cudownych dzieci"). A przecież nominalna - pre-Błażejowa poniekąd - egzystencja naszego syna zaczyna się od matki, czego dowodem różowa (tym razem - he, he - równie pełnogębny dżęder, jakby nie mieli błękitu dla siusiakowatych) opaska na rączkę z nabazgrolonym "Rojek 'S' Katarzyny". Rojek, syn Katarzyny. I Błażej z Angoli.

To może po prostu tak, sprawozdawczo: Błażej Rojek, pierworodny syn Katarzyny i Przemysława, urodzony późnym, pochmurnym i deszczowym rankiem (wedle papierów będzie, że dokładnie o 8:55 - mnie się tam wydaje, że była bardziej 8:50, ale niech już ma tych pięć minut mniej) 30 czerwca 2014 roku. Urodzony w jednym z krakowskich szpitali, którego nazwy może nie będę wymieniał, ale przed którym - a raczej przed wszystkimi ludźmi, którzy przeprowadzili nas dobrą, i łagodną, i zdecydowaną kiedy trzeba ręką przez tych niespełna pięć godzin - chylę czoła z wdzięcznością. Waga urodzeniowa - 3230 gramów, długość 57 centymetrów. Wedle naszego zodiaku - rak, wedle celtyckiego jabłoń, wedle chińskiego koń. Co to znaczy - nie będę sprawdzał, ale informuję gwoli ścisłości.

Kim będzie? Odpowiedź prosta: kim zechce. Tymczasem bywa przez rodziców tytułowany najczęściej Księciem, Fistaszkiem lub Kapitanem-małe-be (miano Kapitana Duże Be zostało już przez Spiętego zarezerwowane dla Wiadomo-Kogo), rzadziej glonojadem lub hobbitem. Kim ja będę z nim - o tak, to jest prawdziwie wielkie pytanie... Na razie wyglądamy sobie we dwóch (a raczej wyglądaliśmy, gdy Kapitan-małe-be liczył sobie niespełna tydzień) tak oto:


Takie sobie selfie, jakościowo kiepskie i z prodakt-plejsmentem, ale pierwsze, więc swoją historyczną wagę ma... Więcej pisania nie będzie - tymczasem, bo niebawem coś się napisze... A poza tym, co miało zostać napisane na dziś, napisało się - aż za obszernie - tu:

List otwarty do Joanny Mueller

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz